
... gdy nie działa główne forum Warhammer PBF
-Ja bym pogadał z tymi woźnymi.- Odpowiadam szeptem. Brakuje tylko, żeby ktoś nas teraz wziął za włamywaczy. Chociaż pomysł wyważenia bramy byłby całkiem niezły. Potrzebny nam tylko solidny taran... szlag. Gdzie Algrom, kiedy go potrzeba?
Ostatnio edytowany przez Iben (2011-05-06 14:54:20)
Offline
Podchodzę do bramy i mówię głośno, by woźni mnie słyszeli.
- Przepraszam, że niepokoimy o tak późnej porze ale musimy pilnie skontaktować się z panem Albertem Zweisteinem. Możemy wejść na teren Collegium?
Offline
- Przychodzimy z polecenia jego przyjaciela, ojca Ranulfa ze Świątyni Ulryka.
Offline
Wyjmuję z plecaka dokument kapitana.
- Mamy nakaz kapitana Shutzmanna.
Pokazuję go odźwiernemu, nie wypuszczając z ręki.
Offline
Użytkownik
- Powiedzmy... - odpieram do strażnika podchodząc bliżej - że Pan Zweistein się bardzo zainteresuje naszą sprawą.
Odsłaniam kaptur i też pokazuje nakaz.
Offline
Potakuję ruchem głowy i dodaję
- Mamy również list od wspomnianego przyjaciela, który pragniemy doręczyć panu Zweisteinowi.
Offline
Wchodzę, zanim się rozmyśli. Nim wejdą moi towarzysze, pytam jednego z odźwiernych
- Jak dojść do pana Zweisteina?
Offline
- Kierujcie się tabliczkami, chyba czytać umiecie! - burknął odźwierny zamykając za wami drzwi.
Korytarz jest spory. Panuje to niemal namacalna cisza. Słychać jednak dalekie kroki, ciche rozmowy. Nawet szelest kartek. Wszędzie jakieś drzwi, schody...
Offline
Cholera... i jak tu się nie zgubić? Wyglądam tabliczek, starając się jakoś znaleźć drogę.
Offline
Rozglądam się za napisem informującym, na którym piętrze, czy pod jakim numerem można znaleźć Alberta Zweisteina.
Offline
Skierowaliście się w lewo, w stronę biur. Na kolejnych dwóch tablicach wyryto kolejno: imiona założycieli Collegium Theologica. I na drugiej profesorów. Każdy profesor ma przypisany sektor. "Zweistein" wyryte jest przy A4.
Gdy się odwrócicie możecie ujrzeć duże litery nad każdymi drzwiami i jeszcze większe nad korytarzami łączącymi różne części budynku. A4 chyba jest gdzieś na tyłach.
Offline
Ruszam w tamtym kierunku, bacznie się rozglądając za oznaczeniami. Jeśli kogoś spotkam na korytarzu, uprzejmie pytam jak dotrzeć do Zweisteina.
Zerkam też na skrzynkę, którą niesie Tancerz. Oby Czerep nie narobił nam kłopotów, nim dotrzemy do celu.
Ostatnio edytowany przez Ravin (2011-05-07 11:31:09)
Offline
Idę za resztą, przy okazji rozglądając się po budynku, a nuż wpadnie mi w oko coś interesującego? Wszystkie te uporządkowane od podszewki organizacje są... interesujące. Z tymi wszystkimi profesorami na czele.
Ostatnio edytowany przez Iben (2011-05-07 11:44:40)
Offline
Wraz z kompanią szukam odpowiednich drzwi do biura Zweisteina.
Offline
Użytkownik
Idę za resztą. Tak jak Jonathan patrzę się po tancerzu, czy aby nie czuł na sobie jego ciężaru. Oprócz tego rozglądam się po korytarzach.
Offline
Najlepiej z nawigacją na tej uczelni poszło Jonathanowi. Doprowadził on was do korytarza, po którym przechadza się w ciszy woźny z ciężką lagą na plecach. Nie widzi was. Nie ma innej drogi niż ta. A ta prowadzi do wewnętrznych, prywatnych komnat profesorów. Coś czujecie, że nie będzie łatwo przekonać tego typa.
Offline
Pewnym krokiem ruszam w jego kierunku.
- Hej, dobry człowieku! Możesz nam wskazać pokój profesora Zweisteina?
Offline
Cóż, skoro już mag go zagaduje, cóż mi pozostało... Swoją drogą, po co uczonym tyle drabów? Tutejsza okolica wydaje się bezpieczna. Chociaż... Niezbyt miły osiłek, pilnujący, aby człowiek wreszcie wysypiał się odpowiednio no i nie budził się z nożem w plecach... tak. Rozumiem panów profesorów. Może sam wynajmę jednego?
Offline
- Nawet nie wiesz, jak bardzo byśmy chcieli być gdzieś indziej. Niestety, mamy bardzo ważną sprawę do profesora Zweisteina i musimy go odnaleźć. Im szybciej wskażesz nam drogę do niego, tym szybciej znikniemy z twoich oczu.
Offline
Użytkownik
- Twój opór powoduje tylko, że z każdą minutą może coś złego stać się w mieście - odpieram tonem stanowczym patrząc się w oczy draba - Jesteśmy tu w sprawie, która ma istotne znaczenie dla bezpieczeństwa tego miasta. Pan Zweisten tylko może w tym nam pomóc. Nie jesteśmy byle przybłędami. Wpuść nas a już potem znikniemy i nie będziemy cię więcej niepokoić.
Offline
Użytkownik
- Chodźcie - mruknąłem do towarzyszy i idę wskazanym korytarzem.
Offline
Ruszam za Aedem i szukam oznaczenia A4.
Offline
Skręciliście w czwarty korytarz i schodami dotarliście do piętra pełnego korytarzy i komnat. Jest środek nocy, więc z niektórych izb słychać pochrapywanie. Z niektórych skrobanie pióra na papierze. Z jeszcze innych dziwne mlaski, jakby ktoś odprawiał orgię onanistów. Na każdych drzwiach jest tabliczka z nazwiskiem profesora. Zweisteina na razie nie widać.
Offline
Na bogów... jak te gryzipiórki się tu orientują? I czyja ręka każe im wydawać takie dźwięki w nocy? No cóż, pozostaje szukać tej tabliczki.
Offline
Użytkownik
Patrzę się na tabliczkę chwilę.
- Dobra robota - odpieram.
Pukam. Grzecznie. Jak na elfa z manierami przystało.
Offline
Pukam do drzwi z umiarkowaną siłą. Wolałbym obyć się bez zbiegowiska szalonych naukowców. Nawet jeżeli nie usłyszę odpowiedzi profesora, wchodzę do środka. Może śpi albo pochłonięty jest bez reszty przez szalone eksperymenty.
(Zweistein ma na imię Albert, czy Albrecht? Raz podałeś jedno, a teraz drugie imię.)
Offline
(to bez znaczenia, może być naprzemiennie. Tak jest w podręczniku, więc ustalmy, że obie formy są dobre. Jak Ginewra i Guinevere)
Drzwi okazały się być otwarte. Zobaczyliście po ich otwarciu starszego człowieka a siwych, rozwianych włosach (wygląda jak krzyżówka profesora z Back to the Future i Einsteina). Siedzi nad jakimiś zapiskami ze zmarszczonym czołem. Uniósł sztywno głowę.
- Oh.
Offline
Nareszcie...
-Pan Zweisten? Możemy wejść?- Pytam się grzecznie, przy okazji baczniej mu się przyglądając.
Offline
- To ja. Kim jesteście i co tu robicie? - wstał odsuwając dokumenty jakby ich bronił. Spojrzał też po was wszystkich.
Jest dość starym człowiekiem, i dość sztywno się zachowuje i się porusza. Ma błękitne oczy, krzaczaste brwi i głęboki, szorstki głos.
Offline
Krótko przedstawiam mnie i moich towarzyszy, po czym przystępuję do rzeczy.
-Przysyła nas wspólny przyjaciel, ojciec Ranulf. Przepraszam, że niepokoimy o tak później porze, ale...- Ściszam głos.- to sprawa wielkiej wagi i niezbyt bezpiecznie byłoby rozmawiać o tym na korytarzu. Możemy wejść?
Ostatnio edytowany przez Iben (2011-05-08 19:57:22)
Offline
-Potrzebujemy twojej pomocy, panie, w zniszczeniu zagrażającego temu miastu przedmiotu.- Czekam, aż towarzysze wniosą Czerep. Dobra, niech magowie wyjaśnią tym fachowym, zapewne przyjaźniejszym dla ucha uczonego, tonem, cóż to takiego jest.
Ostatnio edytowany przez Iben (2011-05-08 21:21:52)
Offline
Użytkownik
- To artefakt chaosu... mosiężny czerep - odpieram cicho - Ranulf kazał nam go zniszczyć i dlatego tu jesteśmy. To bardzo potężny i niebezpieczny przedmiot. Wykradliśmy go kilkanaście dni temu z krypty w lesie Drakwald na polecenie kapłanów Ulryka i po ciężkich walkach zdołaliśmy go dostarczyć do klasztoru. Teraz musimy go zniszczyć. Za wszelką cenę, by zadać kolejny cios siłom chaosu...
Offline
Wyjmuję pismo Ranulfa i podaję je Zweisteinowi.
- To list od ojca Ranulfa. Na pewno wyjaśni przyczynę naszego najścia i sprawę przeklętego amuletu.
Offline
Czekam, az Albert wpuści nas do środka. Do tego czasu trzymam szkatułę głęboko pod połami płaszcza.
Offline
(Marcus, czy ty w ogóle czytasz posty i to co się tu dzieje? Wpuścił was już dawno, zamknął drzwi i przejął szkatułę stawiając na stole. Teraz gadacie... -.-)
Albrecht przyjął też pismo i zaczął je czytać w ciszy. Co chwilę spoglądał to na was, to na skrzynię, to znów na pismo. W końcu odłożył list i mrucząc coś pod nosem podszedł do półek z księgami. Zagłębił się w paru czytając coś bardzo intensywnie. Po długim czasie odłożył też księgę i wskazał na skrzynię:
- Zakładam, że przedmiot znajduje się w środku, a funkcją szkatuły jest tłumić jego moc. Dobrze. Doskonale. Zajrzyjmy więc do środka.
Podszedł do skrzyni, stając do was bokiem i po wzięciu głębokiego wdechu ostrożnie uchylił wieko. Zapadła cisza i Zweistein zamknął cicho wieko zwracając się do was:
- Przynieśliście to wprost od Ojca Ranulfa? I jesteście absolutnie pewni, że nikt przy tym nic nie robił? - klepnął skrzynkę patrząc na was uważnie i pytająco.
Offline
-Nie... jeśli przy ktoś kombinował przy artefakcie, to robił to, zanim otrzymaliśmy go od Ranulfa.- Odpowiadam, powstrzymując narastającą pokusę zajrzenia do środka. Jak coś tak małego zatrważa nasze serca?
Offline
Widziałem Czerep już wcześniej, w lesie. Amulet, jak amulet. Chyba, że Liebnitz uwolnił drzemiącą w nim moc.
Zbliżam się do stołu i zerkam do skrzynki.
Offline
Zacisnąłem zęby i powoli wypuściłem powietrze z płuc.
- Najwyraźniej wielce szanowny pan Liebnitz zadrwił z nas, tak jak zadrwił z całego Middenheim, kłamiąc podczas procesu.
Odsuwam się, robiąc miejsce dla towarzyszy.
- Chyba czas najwyższy złożyć wizytę Liebnitzowi. Nie sądzicie?
Offline
Użytkownik
Zaglądam do szkatuły. Ciekawe co jest w środku...
Offline
(Sorry, musiałem za szybko zjechać. Stąd to zamieszanie.)
Zaglądam do szkatuły.
Offline
Zajrzeliście już wszyscy do środka, a włosy stanęły wam dęba.
W środku nie ma amuletu. Leży zaś coś większego. Odcięta głowa młodego Johanna Opfera - świadka na procesie. Amuletu brak.
Offline
Czuję, jak coś obślizgłego oblepia mi umysł, ponuro się uśmiechając. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że to tylko posępna myśl. Taak. Bardzo sprytnie panie arcykapłanie... znudziła się już taka ozdoba nad kominkiem? Czuję, jak przez całe ciał, od stóp do głów przebiega paskudny dreszcz. To przez ten brak snu, cholera. Muszę dojść do siebie. Pomyśleć logicznie.
-Ranulf... on o tym wiedział?- Rzucam spojrzenie na resztę, starając się połączyć wszystkie fakty.. - Myślicie, że nie zajrzałby do szkatuły, zanim by nam ją wydał?
Ostatnio edytowany przez Iben (2011-05-09 17:49:33)
Offline
- Wydaje mi się, że Ranulf wykradł szkatułę od Liebnitza, niczego nie podejrzewając. Jednak głowy za to uciąć nie dam.
Offline
-Jeśli Liebnitz wiedział, że weźmiemy szkatułę, prawdopodobnie wie też, że nas nie ma w pałacu. Zauważyłem, jak ktoś wygląda zza okna, kiedy jeszcze się skradaliśmy w ogrodach. Czy to mógł być...?- Na bogów. Nieźle ugrzęźliśmy.
Offline
Użytkownik
- Dobrze, że Algrom został - odparłem z o dziwo spokojem - Jak coś zobaczy to pewnie zareaguje, po swojemu. Ale zareaguje. Dlatego powinniśmy tam czym prędzej wracać...
Offline
-Zgadzam się. Jeśli się nie mylę, teraz w pałacu jest bardzo nieprzyjemnie. A Algrom nie może zabijać tych teutogenów w nieskończoność.- Przez chwilę się rozmyślam, spoglądając w okno.
-Ale wpierw...- Zwracam się do Zweisteina.- Możesz, panie, powiedzieć nam coś nowego o tym artefakcie? Na przykład to, jak go zniszczyć?
Offline
- Z wielką chęcią obejrzałbym tą ikonę, która rzekomo dowodzi bredni Arcykapłana. - rzekł profesor patrząc w sufit z zadumaną miną. - Ten chłopak, świadek był niewygodny dla niego. Zapewne kazał go złapać tuż po procesie i dokonał skrytobójstwa. Głowę wsadził zaś do skrzyni. Co oznacza, że amulet ma wciąż przy sobie. Wydedukować z tego można, że po coś ten amulet wyjął i chce z niego zrobić użytek. Ja wiem zaś, iż Mosiężny Czerep skrywa kawałek duszy potężnego demona. Obawiam się, że Liebnitz chce go przyzwać na ten świat. I chce to zrobić raczej wcześniej, niż później. Należy mu odebrać Czerep zanim zrobi z niego użytek... a jeśli... jeśli jednak mu się uda. Wtedy jedynym ratunkiem na zniszczenie przedmiotu będzie zabicie duszy skrywanej w nim. Czyli demona z głębin Pustkowi Chaosu. A teraz powiedzcie: czy Liebnitz był w Pałacu w chwili gdy go opuściliście? I kim jest wspomniany Algrom, która zabija Teutogenów?
Offline
- Przerażasz nas, profesorze. Zabić demona? To nie to samo, co uciąć głowy kilku kultystom. Musimy się śpieszyć w takim razie, by do tego nie dopuścić. Jeśli zaś chodzi o Liebnitza, to tak. Był w Pałacu. Kapitan Schutzmann zarządził, iż wszystkie osoby biorące udział w procesie pozostaną na noc w Pałacu. Pozostał tam również nasz towarzysz. To jest ten wspomniany Algrom. Krasnolud, który nie może spokojne zasnąć, jeżeli nie pozbawi życia przynajmniej jednej osoby dziennie. Zauważyliśmy, że ostatnio z żądzą mordu w oczach, przyglądał się straży Liebnitza, Teutogenom. Tak, czy inaczej, powinniśmy natychmiast wrócić do Pałacu.
Zerkam na kompanów, czy podzielają moje zdanie.
Offline
Profesor chwilę milczał i w końcu rzekł:
- Naprawdę sądzicie, że człowiek jakim jest Liebnitz, będzie grzecznie siedział w Pałacu, bo taki nakaz wydał jakiś tam wyższej rangi strażnik? Musicie iść do Pałacu. Mogę wam towarzyszyć jeśli zechcecie, jestem to winien Ranulfowi. Jednak, osobiście, wolałbym tu zostać i przestudiować księgi w poszukiwaniu dodatkowej wiedzy o Czerepie. Mogłaby się przydać później. Decydujcie więc panowie, co ze mną zrobicie.
Offline
Użytkownik
- Zostań. Lepiej mieć plan zapasowy niż stawiać wszystko na jedną kartę - odparłem z ognikami w oczach - A jeśli demon się pojawi... to postaram się go ujarzmić i zniszczyć. Nie dopuszczę, by z powrotem wrócił to swojego plugawego wymiaru. Zabiję go tu, w tym świecie by wszyscy się od niego uwolnili... a jak zwieje to mnie dobrze popamięta.
Odparłem z wielką pasją. W końcu tępienie demonów to moje powołanie! Wreszcie będę mógł stawić czoła samemu chaosowi w czystej postaci.
- A teraz, jak Jonathan powiedział, wracajmy. Czas skrócić o głowę heretyckiego arcykapłana. Jego czyny to zniewaga dla samego Ulryka a tym bardziej dla tego miasta... - dodałem mocnym, dźwięcznym głosem zaciskając mocno pięści.
Offline
- Wróćcie do świątyni i popytajcie zaufanych ludzi o Liebnitza. Musicie dowiedzieć się gdzie się udał. Na pewno nie udał się tam sam, może wam być potrzebny ten Agrom czy Alrom. - odpowiedział Zweistein. - Ruszajcie szybko.
Offline
Demon? Gwiżdżę cicho. Dziwiąc się z własnego spokoju, wyglądam za okno. Jeśli ujrzymy jeszcze wschód słońca, będziemy godni do wystąpienia w jednym z tych bretońskich poematów i to jeszcze w głównych rolach. Nieoczekiwanie czuję przypływ dobrego humoru. Jak zawsze przed ostrą jatką. Zaciskam dłoń na rękojeści, lekko kiwam głową. Podchodzę do drzwi.
-Dalejże, bo teutogenów dla nas zabraknie. A Algrom sam załatwi demona...- i nici będą z bretońskiego poematu.
Ostatnio edytowany przez Iben (2011-05-10 17:58:06)
Offline
- Może powinniśmy powiadomić o tym wszystkim kapitana Schutzmanna, gdy już wrócimy do Pałacu? On teraz ma władzę nad miastem. Powinien wiedzieć, że ktoś chce przywołać demona w samym sercu Middenheim.
Offline
-Jeśli jeszcze żyje...- Odpieram, otwierając drzwi i rozglądając się po korytarzu, czy aby na pewno nikt nie podsłuchiwał.
Offline
- Panie, racz wybaczyć jego zachowanie, ale on już taki od maleńkości. Od dziecka straszono go, że jak nie będzie przykładał się do nauki wojennego rzemiosła to zostanie profesorem. Teraz jest Tancerzem Wojny i mistrzem w zabijaniu. Niestety, lęk przed wszelkimi naukowcami jest w nim tak głęboko zakorzeniony, że słowa więzną mu w gardle, umysł staje się otępiały i żadna siła tu nie poradzi. Niech się pan jednak nim nie przejmuje. Wystarczy, że opuścimy to pomieszczenie, a wszystko wróci do normy.
Offline
Chichoczę cicho. Przed wyjściem jeszcze odwracam się na chwilę.
-Pozwól, panie, życzyć ci powodzenia. Oby żadnego z nas nie opuściło tej nocy...- Kłaniam się lekko, po czym wychodzę.
Ostatnio edytowany przez Iben (2011-05-11 09:46:17)
Offline
(Wychodzimy wszyscy. W razie, gdyby Tancerz nie mógł wykonać kroku z wiadomych przyczyn, wyciągamy go siłą na korytarz i klepnięciem w policzek przywracamy jasność umysłu.)
Offline
Wyszliście lecz w korytarzu złapał was jeszcze Albrecht.
- Posłuchajcie... jeśli wszystko pójdzie dobrze i ma pomoc okaże się potrzebna... hm... chciałbym byście odwdzięczyli mi się jedną rzeczą. Na pewno wasze słowo będzie wiele znaczyło. Mianowicie chcę przestudiować tą skonfiskowane księgi znalezione w rzekomych kryjówkach kultystów. Bardzo pomogłoby mi to w przyszłych badaniach. Także... szepnijcie słówko w mojej sprawie jeśli już dojdzie do tematu tych ksiąg.
Offline
Użytkownik
Na mojej minie zagościło coś w rodzaju miażdżącego spojrzenia.
- Zobaczymy. Zobaczymy - odparłem powoli.
Offline
Użytkownik
Jasny gwint... tam się w pałacu pewnie dzieją złe rzeczy, a tu nagle profesor wyskakuje z takim czymś. Co, jeśli te księgi go zainteresują do tego stopnia, że zacznie interesować się samym chaosem? Stanie się nie wiedząc sam o tym sługą któreś z niszczycielskich potęg...
- Wybacz, ale nie wiem co sądzić o twojej propozycji. Nie zrozum mnie źle profesorze - odparłem spokojnym głosem - ale wielu już uczonych próbując studiować księgi chaosu zeszło na złą drogę. Nie wiedząc kiedy, nawet nie będąc tego świadomi stali się kultystami, zaczęli służyć niszczycielskim potęgom. Profesorze Zweisten... jeśli to co robisz ma się przysłużyć dobru, to daj tego dowód. Wtedy będę mógł ci pomóc. I tylko wtedy. W innym przypadku nie chce narażać ciebie ani innych na to, że księgi wywiodą na tobie zły wpływ. Jestem hierofantem i do mnie należy zadanie chronienia wszystkich przez wpływami chaosu. Danie ci takich ksiąg bez świadectwa byłoby dla mnie zbyt lekkomyślne, a nawet mógłbym potem być winny, że zszedłbyś na złą drogę. Wtedy, prawdopodobnie nie mógłbym żyć z takim ciężarem - dodałem dobitnie i czekałem na reakcje profesora.
Offline
Pokiwał głową i zasmucił się.
- Nie znacie mnie, ale Ranulf na pewno poświadczy o moim czystym umyśle i intencjach. Tymczasem nie ma czasu na gawożenie. Jeśli czegoś się dowiem, spróbuję do was dotrzeć. Bywajcie.
Zamknął drzwi.
Offline
Użytkownik
- Bywaj, profesorze - odparłem.
- Ruszamy. Nie ma czasu do stracenia - i ruszyłem do wyjścia z Collegium.
Offline
Idę za Aedem, popychając przed sobą otępiałego Tancerza.
Offline
(ok, Marcus nie ma neta, ale ma opcję follow)
Wyszliście z gmachu po cichu. Noc wydaje się być jeszcze ciemniejsza niż zawsze. Coś wisi w powietrzu, jakaś katastrofa. Wielu z was ma przeczucie, że ten nocy zdarzą się rzeczy, które popamiętacie do końca życia. Daleko widzicie patrol straży idący w ciszy z latarniami na długich tyczkach. Nie widzą was. Trzeba jakoś wrócić do Algroma.
Offline
Niech mnie, ta noc... Spoglądam co raz na niebo. Czy mi się zdaje, czy wszystkie gwiazdy zgasły? Zostały tylko dwa księżyce, zwłaszcza ten przeklęty Morrslieb. Emanuje tą całą zieloną poświatą. Jak tak patrzę, to on strasznie przypomina drwiącą twarz... nie, opamiętaj się. Nigdy nie brakowało mi odwagi kiedy lazłem na samobójcze wycieczki. Teraz też tak będzie. Tylko ten demon... Słuchałem bajd jako dziecko, pieśni jako banita, opowieści jako żołnierz. Wszędzie był taki sam. Straszny, dziwny i niepokonany. Łamał całe armie, deprawował najlepszych, drwił z najwaleczniejszych... Tylko zawsze znalazł się bohater, który pomimo zniszczenia, jakie zdołał uczynić władca mroku, nadal był w stanie z nim zwyciężyć. Spoglądam z dziwnym uśmiechem. Któż to taki będzie z nas? Aed, wielki hierofant mógłby zadać decydujący cios wrogowi, światłem rozjaśnić ciemności... albo uczyni to ogień piromanty? Jonathan, który swym ogniem wypalił zarazę Middenheim... No i zostaje jeszcze Av' Fen, który utnie demonowi łeb podczas jednego ze swoich skoków. Albo bohaterski Algrom, który toporem wytnie nam drogę wśród mroku... a może ja? Przeklęty przez wszystkich wygnaniec, nieoczekiwanie ratuje całe Imperium od szponów Chaosu. Uśmiecham się. Taak, niechaj i tak będzie. Trochę pewniej zaczynam stawiać kroki, nadal jednak czując jakby sapanie na swoim karku. I stalowy uścisk na szyi...
Ostatnio edytowany przez Iben (2011-05-11 18:07:56)
Offline
Użytkownik
(Jonathan to piromanta, nie bursztynowy czarodziej. Gdyby nim był to by był obrośnięty jak Yeti :D)
Rozglądam się za drogą, którą wróciliśmy. Patrzę na tancerza, a potem na rozbójnika z jednoznaczną myślą, by prowadzili.
Offline
(O, dziękować ja.)
Zaraz... chyba szliśmy tą uliczką, tak? Staram się w pamięci odtworzyć drogę, wraz z wszystkimi przydatnymi cieniami, prowadząc resztę do pałacu.
Ostatnio edytowany przez Iben (2011-05-11 18:10:48)
Offline
Wracamy do Pałacu drogą, którą tu dotarliśmy. Patrole straży staramy się przeczekać w ciemnych zaułkach. Nie wdajemy się w żadne bójki, czy awantury z podpalaczami lub innymi rozrabiakami.
Offline
Skradając się zboczyliście w znany zaułek. Szczęście wam nie dopisało... w zaułku dochodzi właśnie do jakichś czarnych interesów. Co więcej - nie stoją tu biedacy czy opryszki. To raczej szlachcice... zauważyli was i zamilkli.
Offline
Użytkownik
Cholera... oni są gorsi niż te oprychy... trzeba tu ich zmanipulować.
- No proszę... - odparłem spokojnym tonem krzyżując ręce i podchodząc kawałek - No proszę... i co my tu mamy? Zwykły nocny spacerek?
Offline
Wszyscy mają kaptury na głowach i dziwne maski na twarzach, oraz bogate stroje. Po to by nie rozpoznać ich twarzy. Na przód wyszedł ich dowódca w pelerynie i przekrzywił głowę na prawo. Odparł:
- Oj, wpadliście po uszy w gówno, waszmościowie. - pokręcił głową. - Teraz trzeba będzie się wami zająć...
Offline
No i zaczyna się... Wyciągam oba miecze obserwując uważnie kultystów, czekając na sygnał do ataku.
Offline
Użytkownik
- Wy też wpadliście w niezłe gówno - odparłem - W takim miejscu... ciche rozmowy? Czyżby interesik? A może... jakiś spisek?
Cholera, moje zaklęcia tu są nieprzydatne... za dużo światła. Będę musiał stosować zwykłe.
- Wiecie, że pracujemy dla straży miejskiej? - mruknąłem cicho - Chcecie mieć... kłopoty?
Offline
(Iben, oni nie wyglądają ani trochę na kultystów. Raczej na bogatych cwaniaków)
- Nie wyglądacie jak straż. - zauważył bystro przywódca krzyżując ręce.
Ci, którzy zauważyli i usłyszeli jak Leonard wyjmuje miecz dobyli również swojej broni. Mają wypolerowane miecze.
Offline
Użytkownik
- To widzę, że mało ją znasz - spytałem się cicho nie zważając na dobytą broń tylko liczyłem ilu jest tych bogaczy - Straż to nie tylko żołnierze odziani w tuniki i uzbrojeni w halabardy. Nie przyszło ci to do głowy?
Starałem się go wyprowadzić w pole, jednak kiepsko mi to szło... tracimy czas... cholera, tracimy czas! Czemu musimy mieć takiego pecha!
Offline
- Panowie, wybaczcie nam to nieporozumienie - staram się ułagodzić sytuację - Trafiliśmy tu zupełnie przypadkiem i już znikamy. Wy nas nie zauważyliście, my was nie spotkaliśmy. Macie swoje sprawy, my swoje. Rozejdźmy się i nikomu nic się nie stanie. Zgoda?
Niezbyt pewny swej mocy przekonywania, splatam magię i przyglądam się uważnie nieznajomym. Jak są uzbrojeni i ilu ich jest. Czy mają kusze.
Offline
-Mój przyjaciel ma rację. Jesteśmy zajęci, mamy większe problemy od was. Po co tracić czas i ludzi, hm?- Opieram demonstracyjnie ostrze miecza o ziemię.
Offline
Użytkownik
- Może to i lepiej będzie dla was? - dodaje po Jonathanie i Leonardzie - My nic nie widzieliśmy, my was nie spotkaliśmy, tak samo wy. Zmieniacie miejsce i po kłopocie. Chwilowo mamy co innego na głowie - mówię to wolno i dobitnie, by ten dowódca stwierdził, że mówimy wiarygodnie - Więc?
Ostatnio edytowany przez Craig Un Shalach (2011-05-11 20:14:40)
Offline
- Obawiam się, że doniesiecie o tym coście tu zobaczyli. Nie możemy ryzykować. - odpowiedział ten w pelerynie i jakby ze smutkiem rozłożył ręce.
Nie widać czy mają kusze, możliwe, że mają pod połami płaszczów. Jon splótł magię.
Offline
- Av na lewo, Leonard na prawo. - mówię cicho do towarzyszy - Środek wolny dla magii i wszyscy powoli do tyłu.
Zaczynam powolutku cofać się, cały czas będąc zwróconym do przeciwników.
- Panowie..., panowie... - mówię tym razem głośno - zastanówmy się jeszcze raz, nim podejmiemy decyzję, której możemy wszyscy żałować. Macie twarze skryte pod maskami. Nie ma więc obawy, że zostaniecie rozpoznani. Zaręczam, że jeżeli pozwolicie nam odejść, zapomnimy o was po wyjściu z zaułka. Jeżeli nie, to wiedzcie, że niewiele jest osób, które mogą się pochwalić, że przeżyły walkę z rozgniewanym magiem ognia. Ty tu dowodzisz - spoglądam na człowieka w pelerynce, który do nas mówił - jeżeli nas zaatakujecie, obiecuję ci, że zginiesz pierwszy. Nieważne, jak zakończy się walka. Ty nie wyjdziesz stąd żywy.
Po tych słowach (używając kropli oliwy) wyczarowuję między nami a przeciwnikami dwie kule Światła Aqshy. (2 kostki, PS-w razie fiaska czaru lub przekleństwa)
Jeżeli ruszą do ataku na nas, uderzam obiema kulami w dowódcę. Skoro się dało słowo, trzeba go dotrzymać. On musi zginąć.
Offline
Zabłysło mocno i w zaułku zapanował dzień. Zobaczyliście, że wielu z tamtych ucieka i znika w mroku miasta. Dwóch zostało. Dowódca i jakiś szlachcic obok.
- Świetnie! - zawołał ten w pelerynie. - Zaraz zbierze się tu tłum strażników!
Offline
- Tym gorzej dla ciebie. Znamy osobiście kapitana Schutzmanna, więc nie lękamy się straży. A ty? - rzucam pytanie z lekkim uśmieszkiem, nie przerywając wycofywania się z uliczki - Zresztą, twoi kompani chyba mają coś pilniejszego do roboty, niż przelewanie krwi za ciebie.
(Daleko do jeszcze do wyjścia z uliczki?)
Offline
(jeszcze z parę metrów)
Mężczyzna milczał.
- Kiedyś was znajdę. - zachichotał cicho śmiechem szaleńca.
Szybko się wycofał wraz z kompanem. Wy usłyszeliście ciężkie kroki straży za sobą.
Offline
Robi się coraz ciekawiej...
-Pospieszmy się.- Mówiąc to, zerkam na dach, może da się wspiąć? Tak czy inaczej, przyspieszam, starając się wejść w jakąś boczną uliczkę. Oby magowie uczynili to samo.
Offline
Na dach się nie da, za wysoko. Zdecydowanie. To nie są niskie baraki jak w Południowych dzielnicach. Skryliście się w jakimś zaułku, a straż chyba przeszła obok. Stąd już niedaleko do Pałacu i ogrodów.
Offline
Przemykamy się do pałacowych Ogrodów, unikając straży jak ognia.
Offline
Użytkownik
Tego nie spodziewałem się po Jonathanie. Trzeba przyznać, że ma łeb.
Biegnę za magiem cichym krokiem.
Offline
Oby już nic nie stanęło nam na drodze. Idę co rusz przyspieszając, by zaraz znów zwolnić. Dziwne... z jednej strony czuję coraz większą chętkę sprawdzenia, co też Liebnitz dla nas przygotował, lecz ten demon...
Offline
-Myślicie... że nic się nie stało?- Mówię szeptem, niezbyt temu wierząc. Przykładam ucho do drzwi, starając się wyłapać jakikolwiek podejrzany dźwięk.
Offline
Zatrzymuję się obok Leonarda.
- Informujemy Schutzmanna o Liebnitzu i amulecie, czy szukamy go na własną rękę? Jak uważacie?
Offline
-Shutzmann może się przydać, ja bym go poszukał.- Mówię, lekko zaciskając dłoń na klamce. Chyba jest bezpiecznie, można wejść...
Offline
Użytkownik
- Potrzebna nam pomoc - odparłem - Sami nie poradzimy sobie z jego strażą. Musimy obalić resztki jego autorytetu.
Offline
- Dobrze. Idźmy więc po Algroma i w komplecie ruszajmy do kapitana.
Wchodzę do środka.
Offline
Użytkownik
- A więc do dzieła - odparłem i poszedłem za Jonathanem.
Offline
Wyszliście i skierowaliście się do komnat swoich na górze. Obeszliście wszystko na około by nie wpaść w kłopoty. Zbliżyliście się do swej komnaty i ujrzeliście Algroma, który właśnie wychodzi z komnaty. Wygląda na wkurzonego i spiętego. Patrzy gdzieś w dal korytarza, stojąc do was tyłem.
Offline
- Co się dzieje? - pytam półgłosem, zbliżając się do krasnoluda.
Offline
- Mamy złe wieści. Liebnitz z nas zadrwił. W szkatule, zamiast amuletu była głowa naszego świadka, Johanna Opfera. Tyle, że sama śmierć chłopaka nie jest najgorsza. Liebnitz zabrał Czerep i najprawdopodobniej chce uwolnić tkwiącą w nim moc Demona. Musimy koniecznie go powstrzymać, zanim tego dokona. Wiesz dokąd poszedł?
Offline
Patrzę w tą stronę, którą wskazał Algrom. Hmm... która to część pałacu?
-Teraz idziemy Shutzmanna. Lecz może... podzielimy się i kilku będzie śledzić Liebnitza?
Ostatnio edytowany przez Iben (2011-05-13 14:30:47)
Offline
Użytkownik
- Dobry pomysł - odparłem - Ja i Leonard możemy pobiec po Shutzmanna. Reszta niech śledzi Liebnitza. Zgoda?
Offline
(Niestety się wtrącę. Rozdzielanie się jest złym pomysłem gdy gra się grupowo na forum. Wszystko strasznie się ciągnie, zamiast gładko sunąć do przodu. Dlatego zastanówcie się dobrze zanim podejmiecie jakąś decyzję)
Offline
- W takim razie wszyscy za Liebnitzem, odebrać mu Czerep. Nie będzie przywoływał Demona pod nosem Kapitana i straży. Na pewno opuścił Pałac. Ruszajmy szybciej, by go nie zgubić.
Podążam korytarzem, gdzie zniknął Liebnitz.
Offline
Użytkownik
- Chodźmy - mówię do rozbójnika - Czas wyplenić chaos z murów tego miasta.
I biegnę za resztą.
Offline
-Aż do samego cna...- Odpowiadam, po czym ruszam szybko. Niechże wreszcie się zacznie! To napięcie mnie zabija. Może zacznę liczyć brzydkie meble w komnatach? Jeden, dwa...
Ostatnio edytowany przez Iben (2011-05-14 20:23:01)
Offline
Biegnąc przez pałac wpadliście na idącego w waszą stronę ojca Ranulfa. Przybliżył się i ściszył głos:
- Wróciliście! Co z Czerepem? Zweistein wie jak go zniszczyć? Zostawiliście amulet w Collegium?
Offline
Pokręciłem głową.
- Sprawy mają się znacznie gorzej, niż myślisz. Bo, mam nadzieję, że nie wiesz co naprawdę przyniosłeś nam w skrzynce. - zawieszam na chwilę głos - Zamiast amuletu, była tam głowa naszego świadka, Johanna Opfera.
W tym momencie przyglądam się dokładnie reakcji Ranulfa. Wiedział, co nam daje, czy nie?
- Najwyraźniej Liebnitz zabrał Czerep i chce uwolnić tkwiącego w nim Demona. Wiesz może dokąd się udał?
Offline
- Chyba opuścił Pałac. Nie wiemy dokąd się udał. Wydaje mi się, że mógł pójść do Świątyni Ulryka. To jego bastion i nikt mu tam nie przeszkodzi, ale pewny tego nie jestem. Mógł też zaszyć się w jednej z kryjówek, w jakich znajdywaliśmy kultystów, czy też w podziemiach, gdzie błąkają się Skaveny.
Offline
- Jestem pewien, że udał się do świątyni. Straż go przepuściła... będziemy potrzebowali sprzymierzeńców. Sami nie damy rady. Trzeba powiadomić Shutzmanna, przekonać go. To samo z Arcykanonikiem. Potrzebujemy małej armii...
Offline
Mała armia... ha. Wreszcie coś dla mnie.
-Nie traćmy czasu. Którędy do Shutzmanna?- Jeśli dopiero co wyruszył... zanim dotrze do świątyni, minie kilkanaście minut. Tylko ile mogą trwać te magiowe rytuały? Hmm...
Offline
- Jeśli możesz, to powiadom obu. My ruszamy czym prędzej za Liebnitzem. Nie ma chwili do stracenia.
Offline
Użytkownik
- Musimy ich pokonać liczebnością, jak i skutecznością - dodałem - Przyda się każde zbrojne ramię. I każdy mag, czy kapłan.
- Ruszajmy więc. Póki jeszcze mamy szanse.
Offline
Użytkownik
- Ty masz dar do walki, nie do gadania - odparłem stanowczo - Przydasz się bardziej w walce niż ja. Idźcie!
Ostatnio edytowany przez Craig Un Shalach (2011-05-15 16:46:18)
Offline
Użytkownik
(Hurgar, decyduj. Bardzo chcesz lecieć przekonywać, czy chcesz iść śledzić?)
Offline
- Z naszej grupy, kapitan zna jedynie Hierofanta i krasnoluda. Tak, czy inaczej, ja Tancerz i Leonard ruszamy za Liebnitzem. Wy dwaj zadecydujcie, który pójdzie z Ranulfem, a który z nami. Tylko szybko.
Ostatnio edytowany przez Ravin (2011-05-15 17:28:43)
Offline
(Aed, zapraszam do nowego tematu)
Aed wraz z Ranulfem oddalili się od waszej grupy i znikli za rogiem w korytarzu. Wy zostaliście sami na swoim korytarzu przed komnatą... czas ruszać.
Offline
- Skoro Ranulf jest przekonany, że Liebnitz udał się do Świątyni Ulryka, wracajmy do tylnego wyjścia. Przejdziemy przez Ogrody i skierujemy się do Świątyni. Obawiam się, że przez główne wejście straż nas by nie przepuściła.
Robię w tył zwrot i wracam tą drogą, jaką tu przed chwilą przyszliśmy.
Offline
Zawróciliście zgodnie i z łatwością znaleźliście schody na dół prowadzące do drzwi na ogrody. Mimo wszystko trochę czasu się przez to zeszło. Liebnitz pewnie dotarł tam gdzie miał dotrzeć...
Offline
Nie ma czasu... Uwolnienie pradawnego zła w świętym miejscu kultu ulrykan. Arogancji chłopowi nie brakuje, oj nie...
-Jak długo może trwać takie przyzywanie demona?- Pytam w drodze Jonathana.
Offline
- Hierofant mógłby powiedzieć coś na ten temat. To niestety nie jest moja domena. Wydaje mi się, że Liebnitz był w posiadaniu Czerepu dostatecznie długo, by wszystko zorganizować. Skoro to Demon, potrzebna zapewne będzie jakaś ofiara i teraz ją pewnie składa. Musimy się spieszyć.
Wyglądam przez drzwi. Jeśli nie widać straży w Ogrodach, ruszam jak poprzednio w kierunku bramy. Ostrożnie oczywiście.
Offline
Przyglądam się dokładnie. Czy to jest jedna grupka i jest szansa, że zaraz przejdą i będzie można ruszać, czy też jest więcej straży i nie da się przejeść tą drogą.
Offline
Również im się przypatruję. To raczej nie ludzie Liebnitza...
Offline
Algrom podszedł i zapytał grzecznie. Strażnicy, a jest sześciu odskoczyło i chwyciło za broń!
- To wy jesteście tymi zabójcami!
- To oni chcieli skrytobójczo zabić naszego kapłana Ulryka!
- Tak, poznaję ich!
- Do broni! Zabić na miejscu!
(oto mapa. 1-Algrom, 2-Av, 3-Jon, 4-Leo || Ściezka przez ogrody na szaro. Cała reszta to krzaki)
Offline
I tyle z cichego działania... Przypatruję się uważnie ich broni. Ostatnio odczuwam dziwną niechęć do przeciwników z kuszami... hejże, czas na ucztę! Wyciągam oba miecze, po czym podbiegam, by wspomóc Algroma (G11).
Offline
Wspaniale. Tylko tego nam było trzeba. Liebnitz uwalnia Demona, a my toczymy bratobójczą walkę, zamiast oszczędzać siły na niego. Mam nadzieję, że Algrom naprawi młotem to, co zepsuł gadką.
Splatam magię i rzucam Gniew na strażnika #2. (2 kostki, PS - w razie przekleństwa) Jeżeli ulegnie czarowi, sprawiam, że atakuje swego towarzysza #5.
Offline
Do biegu pierwszy ruszył Av Fen, rozpędził się tak, że przez chwilę nie było go widać w mroku nocy. Potem błysnął dwa razy miecz i strażnik (#2) krzyknął zalawszy się krwią z ramienia. Prawie upadł.
Algrom zaatakował młotem aż huknęło w powietrzu. Strażnik sparował to tarczą i zatoczył się w tył.
- Gównojadzie, zginiesz! - krzyknął do krasnoluda.
Leonard podbiegł z wyciągniętymi mieczami, gotów na mordobicie.
Jonathan wyszeptał czar i ranny strażnik wściekle rzucił się na kompana. Ten jednak odskoczył zdziwiony parując cios!
I strażnicy przystąpili do działania. Jeden dobiegł z gotową bronią do Tancerza i zaatakował toporkiem. Elf szybko sparował cios, aż zadzwoniło wam w uszach a iskry sypnęły na ścieżkę! Inny zaatakował Leonarda długim mieczem... (Leo, nie sparowałeś. Masz 3 PS-y. Wydajesz?)
Pozostałe ciosy zostały sparowane przez Av'a i Leonarda!
Offline
Ponownie splatam magię i rzucam Gniew, tym razem na strażnika #6. (2 kostki, PS w razie przekleństwa) Niechaj zaatakuje strażnika #3.
Offline
(Dałbyś rade wrócić)
Algroma młot uderzył w ramię strażnika #1 obracając go w miejscu. Ten krzyknął i padł na kolano.
Av Fen dwoma ciosami katany wykończył szybko strażnika #2 - tego rannego. Najpierw obrotem otworzył mu brzuch, później ciął przez plecy. Jednego mniej... a czas ucieka!
(Iben?)
Offline
(Biorę PS-ka, a i podbiegłem na A11, nie 12 : ( )
-Uciekajcie, trupy!- Krzyczę groźnie, po czym tnę strażnika (3) dwa razy.
Offline
(Leo - nie wyszło ci z PS-em. Dostałeś przez klatę - obrażenia: 4, więc masz żyw. 1/13...)
Leonard błyskawicznie ciął mieczem rozcinając ramię i rekę strażnika. Po chwili przeszył mężczyznę na wylot ostrzem, oparł but o brzuch i wyszarpnął miecz uwalony krwią i kawałkami flaków. Strażnik padł.
Czar maga zadziałał i strażnik ciął mieczem przez bark swego kompana aż ten zawył z bólu! Strażnik #1 ledwo żyje...
Sparowaliście resztę ciosów!
(żyją: #1, 4, 5, 6)
Offline
Szlag! Kurewskie... chwytam się za ranę. Już jestem poharatany jak świnia w rzeźni, a nawet nie zaczęliśmy walczyć z Liebnitzem! Wiedziony nową furią, atakuję podwójnie strażnika (6).
Offline
Splatam magię i uderzam Żądłem w strażnika #5. (1 kostka)
Offline
Tancerz wojny jak ostatnia ofiara poślizgnął się na flakach strażnika i padł na ziemię.
W tym momencie Leonard obficie krwawiąc zaatakował strażnika rozpłatując mu korpus i drugim ciosem oddzielając głowę od korpusa!
Błysnęło i potężny pocisk magiczny uderzył strażnika #5 między oczy. Głowa w ciągu milisekundy eksplodowała i martwy człowiek padł na ziemię... ale masakra. Został jeszcze jeden! Rzucił się do ucieczki! Pobiegł tam gdzie Algrom!
Offline
Przez chwilę staję w miejscu, głośno dysząc. Wytrzymaj. Wytrzymaj! Jeszcze kilka kroków... i jeden cios. Prosto w serce Liebnitza. Trzymając się za ranę, zmierzam w kierunku pałacu. Bandaży, do cholery!
Offline
Ruszam pędem za Leonardem, wołając - Leonard! Zaczekaj chwilkę! Mam dla ciebie eliksir.
Offline
Wyprzedził was biegnący Tancerz Wojny, zobaczyliście, że dobiega do strażnika, podcina mu nogi i dobija mieczem. Ruszył dalej biegiem do wyjścia z ogrodów. Krzyknął przez ramię:
- Widzę krasnoluda i Aeda!
I w ten sposób wasza piątka znów się spotkała, na ciemnym placu. Wszyscy dyszycie z wysiłku. Leonard stoi i trzyma się za ranę. Chwieje się z boku na bok. Do Pałacu stąd niedaleko, a posiłki nie przybywają, a czas jak zwykle ucieka.
Offline
Użytkownik
- Jasny gwint, zachciało się kapitanowi szukać sprawiedliwości i przestrzegania ustanowionego prawa! Niech go szlag!
Podchodzę do Leonarda i splatam magię. Rzucam na niego zaklęcie uzdrowienia (2 kostki, do skutku).
Offline
Ciężko oddycham po walce i biegu lecz nie możemy tracić więcej czasu. Przyglądam się Świątyni i jej otoczeniu, zbliżając się powoli w jej kierunku. Liebnitz mógł przygotować nam jakieś niespodzianki.
Offline
Gdy dotrzemy w pobliże Świątyni, rozglądam się za jakimś sposobem dostania się do środka. Główna brama będzie zapewne zamknięta. Chyba, że Liebnitz czeka na gości z otwartymi ramionami.
Offline
(To ja bym już wrócił, tylko jakby mógł ktoś mi streścić co się tu w ogóle stało? Bo patrzę, że nieźle mi walka poszła xD)
Offline
Rozglądam się za za możliwą drogą wejścia i przeniknięcia wgłąb świątyni.
Offline
Użytkownik
- Zaczekajcie! - huknąłem biegnąc za magiem i tancerzem - Nie możemy iść rozdzieleni do świątyni! To pewna śmierć! Organizacja, a nie czysta samowolka!
Offline
-Całkowicie się zgadzam. Pogrupujmy się, w najgorszym razie zginiemy razem... lecz przynajmniej narobimy kłopotu Liebnitzowi. - Odpieram, z ulgą drapiąc się po zasklepionej magicznie ranie.
-Aedzie, znasz się na liniach, szykach i innych takich?- Pytam się, skromnie w duchu przyznając, że sam parę podstaw znam. Klin, dwuszereg, albo przynajmniej rozsądne poustawianie ludzi... uczyło się takich rzeczy.
Ostatnio edytowany przez Iben (2011-05-18 18:02:47)
Offline
Jesteście daleko od Pałacu a blisko świątyni. Widać stąd, że trzech strażników spaceruje pilnując wrót. Łatwo sobie z nimi poradzicie. Wieje też wiatr przynosząc nagle dziwne dźwięki pieśni od strony Świątyni Ulryka. Pieśń sprawia, że bledniecie i czujecie, że czas ucieka.
Offline
Użytkownik
- Pomoc nie idzie... - mruknąłem - A czas ucieka. Nie mam zamiaru czekać na nich, mimo ostrzeżenia Ranulfa. Wiem tyle, że wielu kapłanów Ulryka nie powinna stawiać oporu, bo sami nie popierają Liebnitz'a.
- Ja idę z tyłu - wyciągnąłem łuk i strzałę - Leonard z Jonathanem w środku. Av i Algrom z przodu. To powinno wystarczyć. Nie marnować sił na próżno, nie żałujcie bełtów, strzał, gwiazdek. Ruszajmy, bo czuję, że czas ucieka.
Offline
Ustawiam się na ustalonej pozycji. Cóż... liczyłem na bardziej profesjonalne podejście, choć te też może być. Teraz ruszać, ruszać!
Offline
Przygotowuję katanę do walki. Wyciągam ją i ustawiam się w pozycji gotowej do ataku.
Offline
- Zaczekajcie chwilkę - mówię cicho do towarzyszy - odwrócę ich uwagę, wtedy ruszycie.
Splatam magię i rzucam Gniew na jednego ze strażników. (2 kostki, PS jak by co) Niech zaatakuje swego kolegę. To powinno niewąsko ich zdziwić.
Offline
Mag próbował dwa razy lecz zaklęcie nie wychodziło. Za trzecim razem - strażnik rzucił się z pałką na towarzysza. Ten dostał w napierśnik i prawie upadł.
- Co ty, kurwa, wyrabiasz Franz?! - wykrzyknął.
Trzeci strażnik starał się rozdzielić walczących.
Offline
- Teraz, ruszajcie! - mówię do Tancerza, krasnoluda i Leonarda.
Offline
Wjeżdżam w nich całą mocą tnąc to jednego to drugiego.
Offline
Nie zabijać ich? Tak kutwa, to na pewno przyspieszy nasze przybycie... Podbiegam do jednego ze strażników i rąbię pałaszem miecza.
Offline
Leonard przyłożył mieczem w klatę strażnika. Po chwili kolejny strażnik wciąż pod panowaniem zaklęcia przywalił koledze w pysk posyłając go na ziemię. Trzeci strażnik sparował dwa ciosy Tancerza ale oberwał obuchem w żołądek i złożył się na ziemi kwicząc jak świnka!
Offline
Użytkownik
- Zostawcie jednego przy życiu! - zawołałem - Potrzebny on nam jest!
Offline
Omijam walczących i podchodzę do wrót. Sprawdzam, czy można je otworzyć.
Offline
Cofam się kilkanaście kroków i rozglądam się na lewo i prawo od bramy.
(To są drzwi do Świątyni, czy brama w murze zewnętrznym? To, przed czym stoimy.)
Offline
Idę w tamtą stronę i próbuję przedostać się przez mur.
- Tutaj! - wołam - Tędy, prędzej!
Offline
Tak... im szybciej tym lepiej. Ruszam czym prędzej, starając się wyrzucić z głowy ten nieznośny śpiew.
Offline
Użytkownik
Biegnę za resztą.
Offline
(Co wy kurwa? Walka dalej się toczy, a wy sobie do muru biegniecie się wspinać? Po co mieliśmy ich żywych zostawiać, skoro teraz uciekamy? Żeby zaraz alarm podnieśli?)
Podbiegam do oszalałego strażnika i ogłuszam go pięścią.
Offline
(Jak zdążyłeś zauważyć albo i nie, od pewnego czasu nie rzucam się w wir walki wręcz. Dlatego uznałem, że ja i Aed możemy przedostać się przez mur i szukać wejścia do Świątyni. Czasu jest coraz mniej. Was natomiast jest trójka przeciwko trzem strażnikom, z czego jeden walczy po waszej stronie. Co ty, kurwa? Jesteś chyba krasnoludem i poradzicie sobie ze strażnikami.)
Offline
Obezwładniam strażników.
Offline
Tancerz wojny poślizgnął się w kałuży i wyłożył jak długi uderzając podbródkiem w bruk i prawie przegryzając sobie język. Krasnolud pieprznął pięścią w skroń strażnika powalając go na ziemię. Już po walce. Leżą...
Cała reszta wdrapała się na niski murek i przeskoczyła na drugą stronę. Da się stąd otworzyć wrota od strony wewnętrznej!
Offline
(Ale... moja postać była rozkojarzona, no!)
W takim razie zeskakuję i otwieram je jak najszybciej. Gdzieś tu powinna być korba... Tylko czemu tu tak mało strażników? Chce zrobić wszystko po cichu? Tak, to by miało sens...
Offline
- Do środka, prędzej! Musimy przerwać ten rytuał! - rzucam się biegiem przez dziedziniec, do wrót świątyni. Otwieram je, jeśli można i zerkam, czy nie ma tam jakiejś niespodzianki.
Offline
Użytkownik
- Musimy jakoś zakłócić dźwięk! W tym rytuale jest ktoś kto przoduje! - mówię w biegu instruując - Jeśli on przestanie inkantować, to reszta też powinna przestać!
Offline
-Liebnitz...- Mówię cicho, zaciskając mocniej miecz. To dziwne, jak wiele nienawiści może się nalać podczas paru dni... Mrugam parę razy, ustawiam się tuż za Jonem, by zaraz wejść do świątyni.
Offline
- Po Twojemu Algromie. Szkoda czasu na zabawę w podchody.
Uśmiecham się do krasnoluda i również przebiegam przez bramę.
Offline
Otworzyliście główne wrota świątyni widząc salkę - galerię. Wszędzie wiszą obrazu. To tu walczył Algrom z mutantami... salka przeistacza się w korytarz, w miarę długi - który idzie do jakieś ogromnej komaty wypełnionej zielonkawym światłem. W korytarzu przechadza się czterech, opancerzonych typów z wielkimi, dwuręcznymi toporami na plecach. Śpiew jest teraz bardzo głośny!
Offline
Użytkownik
- Uważajcie na oczy - mruknąłem do kompanów i po chwili rozpocząłem inkantacje zaklęcia rozbłysk (kostka) poprzedzając to splotem magii... chciałem by zaklęcie uaktywniło się na tyle blisko tych wojowników, by wszyscy zostali nagle oślepieni...
Offline
Może jeszcze raz się uda wprowadzić zamieszanie pomiędzy wrogów. Zatrzymuję się tak, by mieć na widoku zbrojnych. Splatam magię i rzucam Gniew na jednego z nich. (1 kostka) Niech rzuci się na towarzysza. Będą godnymi siebie przeciwnikami.
Offline
Wyciągam po raz kolejny broń, po czym powoli ruszam za Hurgarem, wytężając jak najbardziej słuch. Skąd dobiega ten cholerny śpiew? Niech zamilknie na zawsze!
Offline
Przygotowuję katanę i kroczę ramię w ramię z krasnoludem w kierunku wroga. Zamykam oczy gdy Aed będzie gotów rzucić zaklęcie.
Offline
Czterech opancerzonych strażników Liebnitza ruszyło na was krocząc jak czołgi parowe. Wyciągnęli topory, a niektórzy z was aż zadrżeli na myśl, że coś takiego mogłoby wbić się w ich ciało...
Zaklęcie maga ognia nie wyszło! Elf Aed rzucił swoje zaklęcie i białe, jasne światło rozbłysło. Dwóch strażników krzyknęło zasłaniając oczy i obijając się o ściany korytarza. Pozostała dwójka natychmiast stanęła tworząc razem mur nie do przebicia. Trzeba będzie ich usunąć.
Trójka z was ruszyła szybkim krokiem do przodu! Aed i Jonathan zostali na tyłach (macie 25 metrów do wrogów). Zobaczyliście, że w wielkiej sali na postumencie płonie zielonkawy ogień. Obok stoi Liebnitz w bogatych, mrocznych szatach. Na szyi ma Mosiężny Czerep emanujący czerwonym światłem. Pięciu Braci Topora w podobnych, rytualnych szatach stoi wokół postumentu w fanatycznym amoku. Wszyscy śpiewają.
Inicjatywa:
1. Av Fen
2. Strażnik #4
3. Strażnik #2 (oślepiony)
4. Algrom
5. Strażnik #1 (oślepiony)
6. Aed
7. Strażnik #3
8. Jonathan
9. Leonard
(ci, którzy podeszli bliżej mogą zaszarżować na któregokolwiek z Teutogenów. Szerokość korytarza - 10 metrów. Piszcie w dowolnej kolejności)
Offline
(O, tu tu przydałoby się mapkę zrobić.)
Nadszedł czas... przez dobrą chwilę oglądam przerażające widowisko, czując, jak w sercu narasta dziwnego rodzaju furia, wymieszana w równych proporcjach ze strachem. Szarżuję na Teutogena, czując w biegu jak po czole sunie kropla potu...
Offline
Użytkownik
(jak szeroki jest ten korytarz? I mam rozumieć, że przez słowo ,,opancerzony'' te typki noszą płytówy?)
Offline
("Szerokość korytarza - 10 metrów" - cytat
Czy ktokolwiek z obecnych czyta co ja tu w ogóle piszę? -.- . Co do pancerza - taki jak opisałem gdy ich widzieliście po raz pierwszy. Pełne płytówy)
Offline
Użytkownik
(nie zauważyłem, wybacz...)
Offline
Szarżuję na najbliższego przeciwnika w szale bojowym starając się zadać jak najwięcej celnych trafień.
Offline
Za cel obieram Teutogena, którego nie atakują moi towarzysze. Nie chcę ich trafić przypadkowo. Uderzam w niego dwiema kulami Ognia U'zhul. (2 kostki + zapałka, PS w razie przekleństwa)
Offline
Użytkownik
- Rozbrójcie ich! - krzyknąłem - Cały czas do przodu! Dyktujcie walkę!
Splatam magię i rzucam niezdarność na strażnika z numerem 4 (jeśli trzeba to podchodzę).
Offline
Jak z procy wystrzelił Tancerz Wojny biegnąc z kataną na wroga po środku korytarza! Na jednego z oślepionych! Zaatakował szybko, lecz Teutogen uniósł topór i odbił dwa ciosy jakby z łatwością! Zaatakował toporzyskiem, ale elf skoczył w bok i topór rąbnął w ziemię! Zaatakował natychmiast drugi raz i Tancerz kucnął unikając odcięcia górnej części korpusu...
Strażnik #4 ryknął potężnym, gardłowym głosem wprowadzając się w szał bitewny i ruszył szarżą na Leonarda! Ten w przerażeniu skoczył w tył i uniósł tarczę! Topór huknął w jej sam środek i wszyscy zobaczyliście jak tarcza eksploduje plując odłamkami drewna na wszelkie strony. Leo złapał się za krwawiącą dłoń i niemal upadł krzycząc z bólu! (usuń tarczę z KP)
Krasnolud rzucił się biegiem w stronę strażnika #3, który stoi obok walczącego Tancerza. Młot spadł niemal na ramię Teutogena, ale ten uniknął!
Strażnik #1 również zaczął walić trzonkiem topora sobie w klatę i wrzeszczeć na cały korytarz. Tak napalony ruszył biegiem koło walczących w stronę magów! Podbiegł aż pod Aeda! I wtedy Aed zmienił cel i wypalił zaklęcie w niego. Topór wypadł z rąk Teutogena i upadł dwa metry dalej.
Strażnik #3 krzyknął donośnie i dwoma szybkimi ciosami trafił w klatę Algroma, który nie zdążył sparować! Krasnolud prawie upadł pod naporem takich ciosów, zbroja cała się powgniatała, lecz nie uczyniło to mu krzywdy!
Jonathan wybrał teutogena, który zgubił topór. W jego najłatwiej trafić! Starał się rzucić zaklęcie, ale nie wypaliło!
Leonard z furią zaatakował #4. Jeden cios został sparowany, drugi trafił wroga w klatę, lecz zbroja wytłumiła cios!
(Aed i Jon mają koło siebie #1. Leo ma #4, Av ma #2, Algrom ma #3.)
Offline
Nie tracę oddechy na zbędne słowa. Tnę dwukrotnie strażnika 2# i przygotowuję się do unikania jego ciosów.
Offline
Zanim zbrojny #1 podniesie topór, cofam się kilka metrów. Ponawiam czar Ogień U'zhul. (2 kostki + zapałka. PS w razie fiaska czaru lub Przekleństwa) Dwiema ognistymi kulami uderzam w #1.
Offline
Av Fen z zamachu uderzył kataną w hełm Teutogena aż zadzwoniło. Po chwili walnął mieczem w jego klatę. Wróg aż cię cofnął, zbroja i hełm się wgięły, ale nie wyrządziły mu krzywdy!
Strażnik #4 zaatakował z furią w głosie Leonarda! Człowiek jednak skoczył w bok unikając dwóch potężnych ciosów!
Tancerz uniknął szybko ciosu, lecz po chwili zobaczył, że toporzysko zbliża się do jego twarzy. Zapadła ciemność i wszyscy zobaczyliście jak Tancerz zatacza się trzymając za twarz. Od prawej skroni biegnie bardzo głęboka szrama idąca przez oko, nos, usta - aż do lewej części żuchwy!
4 obr! (ż.7)
Cios Algroma został sparowany. Młot jednak uderzył Teutogena w nogę a ten prawie by upadł. Utrzymał się jednak i krzyknął wkurwiony.
Strażnik #1 wrzasnął przekleństwo, walnął się pięścią w klatę i wycofał po topór. Podniósł go i przygotował się do obrony.
(Nie piszcie teraz, czekam na Aeda i Leo)
Offline
Użytkownik
Wykorzystuje moment i próbuje porazić teutogona, który stoi obok mnie (2 kostki). Gdyby to nie wyszło zwinnie podbiegam do upuszczonego topora i staram się blokować strażnika w zamiarach jego podniesienia.
Offline
Użytkownik
(nie, nie chce mi się)
(Mimo wszystko robię to co zakładałem w pierwszym zdaniu. Moje zdolności magiczne nie pozwalają mi na jakieś super jego rozczłonkowanie, więc...)
Offline
Użytkownik
(,,Mimo wszystko robię to co zakładałem w pierwszym zdaniu''
Teraz to ty czytaj ze zrozumieniem)
(jednak mam inny pomysł...)
Widząc tak blisko siebie rozwścieczonego i rozjuszonego teutogena splatam magię i staram się rzucić zaklęcie pancerz prawości (2 kostki).
Offline
Aed rzucił na siebie zaklęcie i poczuł jak magia zaczyna go ochraniać niczym niewidzialna kolczuga na całym ciele!
Teutogen walczący z Algromem ryknął wściekle
- Rozwalę ci mordę, brodaczu! - i zaatakował potężnie toporzyskiem.
Kransolud próbował odbić cios, ale topór zeslizgnął się i rozwalił zbroję na lewym ramieniu, wraz z kawałkiem ręki!
1 obr! (ż.6)
Dwie kule ognia uderzyły w ramię Teutogena #1 obracając go w miejscu. Ryknął raniony, lecz zbroja zatrzymała większość obrażeń!
(Leo, tylko ty zostałeś)
Offline
Szlag... i po dobrej tarczy. Wyciągam drugi miecz, ten od Hoffera. Obserwuję uważnie przeciwnika. Tym gównem, co teraz mam mogę tę zbroję najwyżej zarysować... Trzeba inaczej. Staram się rozbroić teutogena, z którym walczę.
Ostatnio edytowany przez Iben (2011-05-22 14:59:27)
Offline
Staram się szybkim ruchem kopnąć topór jak najdalej od teutogena, po czym zasypuję go gradem ciosów, byleby tylko obalić dziada!
Offline
Nie jest dobrze. Oni są tak opancerzeni, że ledwie ich łaskoczemy. Trzeba inaczej.
Używając kropli oliwy, rzucam Płomienną Klątwę na Teutogena #1 i #2. (2 kostki, PS w razie niepowodzenia czaru lub przekleństwa)
Offline
Użytkownik
Splatam magię do podtrzymania pancerza. Rzucam na teutogena stojącego obok mnie zwalenie z nóg (2 kostki), po to by go wywrócić lub spowodować by na moment się zachwiał...
Offline
- Koniec zabawy - odpowiadam - Ymir, ten chyba będzie godnym przeciwnikiem.
Przez ułamek sekundy stoję bez ruchu, po chwili wymierzam dwa wściekłe ciosy w ramiona strażnika.
(Es, głos wiesz jaki od teraz :)
Offline
Staram się opanować ból i odpłacić mojemu oprawcy dwoma celnymi ciosami.
Offline
Dwa ciosy Tancerza zostały sparowane przez topór Teutogena! Wróg wyprowadził mocny cios rozwalając lewe ramię i rękę elfa. Elf krzyknął i uderzył bokiem w ścianę łapiąc się za rękę!
2 obr! (ż.5)
Strażnik koło Leonarda natychmiast ruszył w stronę swej broni i... Leo był szybszy. Odkopał topór. Zaatakował, ale wróg skoczył w tył unikając.
Algrom jakby wpadł w szał. Jego młot zaczął delikatnie jarzyć się światłem. Teutogen jakimś cudem sparował dwa potężne ciosy. Aż się zatoczył w tył!
Strażnik #1 zaatakował potężnie od boku w Jonathana (Jon, nie uniknąłeś. Masz 1 PS. Wydajesz?). Jednak tuż po ataku - zaklęcie Aeda dosłownie zwaliło go z nóg. Upadł jak długi w swej ciężkiej zbroi!
Strażnik walczący z Algromem ryknął wściekle i przywalił toporem w prawą rękę krasnoluda!
1 obr! (ż.5)
Mag ognia rzucił czar i czerwona, ognista mgiełka owiała Strażnika #1 sprawiając, że cały stał się łatwopalny!
Offline
Staram się rozbroić przeciwnika (Jeśli rozbroję w jednym ciosie to potem atakuję na niego. Jeśli za pierwszym razem nie uda mi się go rozbroić, to wykorzystuję do tego drugi atak.)
Offline
(Tak, bierz PS-a. A co z Klątwą rzuconą na strażnika #2? Odparł ją?)
Splatam magię i wyczarowuję dwie kule Ognia U'zhul. (2 kostki + zapałka)
Jedną uderzam strażnika #1. Skoro tak się pali do walki, niech ma! Drugą posyłam w strażnika #2, bez względu czy jest łatwopalny, czy nie.
Offline
Użytkownik
Splatam magię do podtrzymania pancerza. Po tym rzucam zaklęcie niezdarność na przeciwnika tancerza (jeśli muszę, to podchodzę, 2 kostki).
Offline
Użytkownik
(dobra, to rezygnuje ze splotu, JEŚLI MUSZĘ)
Offline
Teraz albo nigdy... stawaj, zakuty głupcze. Atakuję oponenta pozbawionego broni, starając się go jak najszybciej powalić.
Offline
Av Fen szybko rozbroił przeciwnika. Broń wypadła z jego rąk. Po chwili katana przywaliła w zakuty w hełm łeb aż zadzwoniło w korytarzu. Ogłuszony Teutogen zatoczył się na ścianę!
- Rozwalę cię gołymi łapami! - krzyknął wściekły strażnik #4 i naparł na Leonarda. Zaatakował pięścią, ale Leo uskoczył.
Strażnik walczący z Tancerzem złapał się za hełm, zerwał go i wściekle odrzucił na bok odsłaniając lekko zakrwawioną głowę, czerwoną od wściekłości. Widać, że wciąż jest ogłuszony!
Algrom zaatakował świecącym młotem, a Teutogen sparował. Jednak po sekundzie oberwał znów młotem w bok łba. Znów zadzwoniło i aż hełm został zerwany mu z głowy.
- Kurrrwa, żesz! - krzyknął wściekle łapiąc się za krwawiący łeb!
Wywalony strażnik #1 w swej ciężkiej zbroi miał kłopoty ze wstaniem, ale jednak mu się udało.
Aed szybko rzucił zaklęcie na ogłuszonego Teutogena. Ten upadł tak jakby się poślizgnął - pod nogi Tancerza!
Teutogen walczący z Algromem starł krew z głowy i zaatakował morderczo Algroma. Algrom jednak z łatwością sparował cios tarczą!
Z rąk Jonathana buchnęły dwie kule ognia. Jedna trafiła #1 prosto w klatę. Wróg zajął się ogniem i zaczął wyć wniebogłosy! Druga kula trafiła leżącego pod nogami tancerza - strażnika. Huknęło tak, że aż Teutogen potoczył się w płytówie wgłąb korytarza.
Leo zaatakował dwa razy mieczem, ale #4 sparował jeden cios przedramieniem w zbroi, a przed drugim uskoczył...
Wszyscy zobaczyliście, że śpiew w sali osiąga apogeum. Liebnitz wyjął zza płaszcza jakiś sztylet i podszedł do pierwszego Brata Topora. Zatopił nóż w jego gardle, a gdy krew trysnęła na jego szaty - Czerep zaświecił się mocniej...
Offline
Szlag... Trzeba go powstrzymać! Czuję, jak wstępuje we mnie dzika desperacja.
-Zdychaj wreszcie!- Wrzeszczę, po czym ponawiam próbę powalenia.
Offline
( Jak daleko mam do Liebnitza? Mogę przedostać się obok walczących w jego stronę?)
Offline
Bez słowa ruszam wzdłuż ściany, by ominąć walczących i zbliżyć się do Liebnitza. Jeżeli któryś ze strażników zaatakuje mnie, paruję jego ciosy kosturem lub usuwam z drogi Magicznym Żądłem. (2 kostki)
Offline
Użytkownik
Splatam magię do podtrzymania pancerza. Widząc Jonathana, który chce się przekraść robię to samo tylko, że z drugiej strony by zmaksymalizować szansę przedostania się do sali...
Offline
Wróg walczący z Leonardem znów zaatakował pięścią w rękawicy, ale Leo uniknął!
Ten walczący z Tancerzem naparł na elfa. Tancerz skoczył w tył unikając odcięcia prawej nogi od tułowia!
Młot Algroma roztrzaskał z hukiem zbroję na ramieniu Teutogena. Ten aż upadł z krzykiem bólu na kolano. Ale żyje!
Strażnik #1 zaatakował maga ognia, ale ten ruszając do przodu uniknął śmiercionośnego ciosu!
Aed splótł magię i ruszył wzdłuż ściany, przeszedł z dziesięć metrów i teraz stoi na wysokości walczącego Leonarda przy drugiej stronie korytarza. Jonathan będzie miał problem z przejściem, bo przy ścianie walczy właśnie Leo.
- GIŃ! - ryknął strażnik przy Algromie i toporem przywalił w klatę krasnoluda. Algrom zalał się krwią i postąpił parę kroków w tył łapiąc za brzuch.
3 obr! (ż.2)
Jonathan ruszył korytarzem przy ścianie. Zatrzymał się tuż przy Leonardzie, który walczy z #4. Po drugiej stronie korytarza stoi Aed. Strażnik #1 został w tyle, ale na pewno ruszy w pogoń.
Leonard naparł na Teutogena łapiąc go za bary. Zaczęli się siłować, stękać i pokrzykiwać. Żaden nie daje za wygraną!
Liebnitz właśnie ruszył wolnym krokiem do drugiego Brata Topora.
Offline
Splatam magię i rzucam Gniew na Teutogena walczącego z Leonardem. (2 kostki) Niechaj zaatakuje tego, który został z tyłu, czyli #1.
Offline
(Sorry, ale mam nawał spraw. Na prawdę staram się być jak najczęściej na forum jak o możliwe.)
(Ten, co mnie atakuje nie może mi odciąć nic, bo nie ma broni. Rozbroiłem go przecież.)
Atakują dwukrotnie przeciwnika, z którym walczę. Tego ogłuszonego.
Offline
Użytkownik
Nie splatając magii biegnę przez korytarz całą prędkością próbując ominąć walczących i dostać się do Liebnitz'a!
Offline
Uduszę skurwiela! Napieram z całych sił, byle tylko zdobyć przewagę. Szukam dłońmi jakieś wyrwy, słabego punktu...
Offline
Tancerz drugim, trafnym ciosem rozpłatał zbroję i skórę na lewym ramieniu i ręce Teutogena a ten syknął z bólu.
Teutogen siłujący się z Leonardem zaczął słabnąć. Miał ograniczone ruchy przy Leonardzie. Ten wdusił mu paluchy pod gardło i ścisnął z całych sił...
Strażnik przy Tancerzu rzucił się z gołymi łapami na elfa, ale ten łatwo uniknął wykonując półpiruet w lewo.
(Algrom, inicjowałeś, ale tylko jeden trafił, sorry ze nie napisałem)
Algrom przygotował się do kontrataku, strażnik zaatakował. Kransolud szybko sparował cios i wyprowadził ripostę. Młot roztrzaskał ramię wraz ze zbroją wroga. Ten zachwiał się krzycząc z bólu. Wciąż jednak trzyma się na nogach.
Teutogen #1 ryknął:
- Kurwie syny! - i ruszył biegiem za Aedem i Jonathanem. Dobiegł niemal do Jonathana, lecz ten szybko rzucił czar. Teutogen siłujący się z Leonardem złapał się za łeb, zawył i rzucił się do tyłu na kompana. Tamten sparował cios zdziwiony!
(teraz Jonathan, Leonard, #1 i #4 jesteście ściśnięci jak jaja w ciasnych gaciach na 8 metrach kwadratowych)
Aed ruszył desperackim sprintem przez korytarz. Minął z lewej walczącego Algroma i Tancerza, oraz z prawej sporą, stoczoną grupę. Wbiegł z impetem do sali w momencie gdy Liebnitz zatopił rytualny nóż w gardle drugiego Brata Topora. Zostało trzech.
Offline
Użytkownik
Splatam magię do pancerza i próbuje wypalić żądłem w Liebnitz'a! (2 kostki)
Offline
Nie zaprzestaję atakowania przeciwnika. Im ich mniej, tym lepiej dla nas.
Offline
Ponownie rzucam Gniew. (2 kostki) Tym razem na strażnika #1. Niech zajmie na chwilę swego towarzysza #4. Wtedy ruszam w stronę Liebnitza.
Offline
Dyszę ciężko, po siłowaniu się z tym niedźwiedziem. Zaraz jednak wzbieram w sobie siły. To jeszcze nie koniec, o nie... Spoglądam na Liebnitza. Im dłużej na niego patrzę... tym bardziej wzbiera mnie ochota, by trochę przedłużyć jego męki. Nie zabić go teraz, o nie. Niech spłonie na stosie, we wrzaskach tłumu. Niech zginie jako parszywy zdrajca, nie arcykanonik. Kiwam głową, po czym widząc, że Ravin rusza, przybliżam się do niego, unikając walczących, wpatrując się cały czas w Liebnitza.
-Nie zabijaj go. Powstrzymaj...
Offline
Av Fen znowu mieczem trochę poharatał wroga nie czyniąc mi większych szkód!
Teutogen pod wpływem zaklęcia ryknął i zaatakował od góry. Zobaczyliście jak wielki topór odcina gładko rękę strażnika #1. Ten wrzasnął, padł i zaczął w męczarniach umierać...
Leonard ominął walczących strażników i przybliżył się o osiem metrów w stronę Liebnitza. Do sali jeszcze z dwadzieścia metrów zostało...
Strażnik przy Tancerzu kopnął z całych sił elfa pod kolano. Tancerz prawie się wywalił a w oczach pociemniało mu z bólu!
Młot Algroma przywalił w pancerz wroga wginając go mocno, a Teutogen zatoczył się. Nie wyrządziło mu to jednak żadnych szkód!
Z rąk Aeda wyleciał magiczny pocisk i uderzył Liebnitza w lewe ramię. Kapłan w pełnej zbroi płytowej tylko cofnął się o krok i wbił szaleńczy wzrok a elfa. Aed poczuł jak kurczą mu się elfie jądra. Liebnitz szybko ruszył w stronę trzeciego Brata.
Teutogen przy Algromie zaatakował, ale krasnolud sparował aż huknęło głośno!
Jonathan przybliżył się i już miał rzucać zaklęcie, ale strażnik #1 umarł na podłodze. Teutogen #4 opamiętał się i tępo gapił się na zabitego towarzysza.
(od Aeda do Liebnitza jest 10 metrów, od reszty do Liebnitza jest około 30 metrów.)
Offline
Użytkownik
Muszę go powstrzymać... muszę go spowolnić za wszelką cenę! Zostało trzech... mam sporo czasu.
Próbuje przewrócić Liebnitza zaklęciem zwalenie z nóg (2 kostki). Przed tym splatam magię by mieć większe szansę na rzucenie zaklęcia...
Offline
Odpłacam atakującemu pięknym za nadobne. Walę go dwa razy kataną.
Offline
Co miałem zrobić przed chwilą, robię teraz. Splatam magię i ponownie rzucam Gniew na Teutogena #4, rozmyślającego nad powodem pozbawienia życia własnego towarzysza. Skoro uległ raz, może ulegnie znów. (2 kostki) Niechaj rozprawi się ze strażnikiem, który walczy z Tancerzem.
Offline
Nadal prę naprzód, starając się nie związać z nikim w walce wręcz. Cały czas mierzę wzrokiem arcykapłana, mierzę odległość... Walczę ze sobą z całych sił, by nie zaszarżować na niego z rykiem. Już zaraz, za chwileczkę...
Offline
Liebnitz zatopił nóż w gardle kolejnego Brata. Ten padł. Aed zobaczył, że Czerep pulsuje czerwoną, krwawą energią. Rozlegają się też ryki jakiejś prastarej istoty z Piekieł w waszych głowach.
Katana Tancerza cięła wroga przez klatę przecinając zbroje i skórę. Teutogen ryknął z bólu i zachwiał się. Wciąż żyje!
Strażnik #4 opamiętał się i z furią ruszył biegiem na Leonarda. Ten odwrócił się i odskoczył, a Topór niemal wbił się w kamienną ścianę! Leo szybko wycofał się do tyłu i dobiegł aż do Aeda stojącego 10 metrów od Liebnitza.
Jonathan rzucił udane zaklęcie na #4. Ten ruszył powoli w stronę #2.
Algrom sparował cios strażnika!
Av sparował cios topora Teutogena!
Algrom walnął młotem w nogę wroga, ten prawie upadł ale utrzymał równowagę! Zaśmiał się szaleńczo.
Aed rzucił zaklęcie, ale Liebnitz natychmiast je odparł i wybuchnął śmiechem.
- Tacy mali, tacy żałośni! - wykrzyknął.
Offline
Użytkownik
- Zaraz zobaczymy... - warknąłem, splotłem magię do pancerza i zaczynam inkantacje do zaklęcia gorejący wzrok (2 kostki). Starałem się wycelować zaklęciem... w czerep.
Offline
(kurwa, ja znowu przegapiłem =/)
Atakuję podwójnie przeciwnika bacząc na jego topór.
Offline
Skoro strażnicy są zajęci sobą, ruszam szybko w stronę głównej sali i fanatycznego Liebnitza. Jeśli uda mi się do niego zbliżyć, rzucam na niego Niezdarność. (1 kostka) Może uda się wytrącić ten rytualny sztylet do podcinania gardeł.
Offline
(Iben, gratuluję przegapienia tury ;p)
Liebnitz ruszył w stronę kolejnego Brata z ociekającym posoką nożem rytualnym.
Av Fen zaatakował kataną, lecz w połowie drogi, nogą potknął się o truchło leżącego Teutogena i upadł jak długi na ziemię! Nie wypuścił miecza!
Zauroczony zaklęciem Teutogen ruszył do #2, dotarł tam i zaatakował. Jego kompan krzyknął ostrzegawczo i sparował cios!
Jonathan zbliżył się do końca korytarza stając niemal na równi z Aedem i Leonardem. Wyszeptał zaklęcie! Sztylet prawie, że wypadł z rąk Liebnitza. Kapłan szybko złapał go w powietrzu i kontynuował marsz.
Algrom sparował cios topora!
Strażnik #2 zaczął bronić sie przed ciosami kompana.
- Cóż robisz?! Zabij póki leży! - ryknął a na myśli miał Tancerza.
Algrom z rykiem zaatakował z całych sił. Młot wzmocniony siłą ramion i skrętu ciała uderzył Teutogena prosto w odsłoniętą twarz. Prosto w prawy policzek. Głowa eksplodowała brudząc wszystko wokół krwią i kawałkami mózgu. Tancerz leżący na ziemi zobaczył jak na ziemię spadły kawałki żuchwy i zębów. Martwy strażnik padł na kolana, potem na bok i znieruchomiał. (Algrom, masz 30 metrów do Liebnitza.)
Aed splótł magię i utrzymał pancerz. Nie wyrobił jednak z inkantacją, pomylił się z nerwów! Wszystko na nic!
Offline
Użytkownik
- Zatrzymajcie go! - ryknąłem i skoczyłem ku Liebnitzowi by spróbować go uśpić zaklęciem ,,uśpienie'' (2 kostki).
Offline
Spluwam na truchło strażnika
- Jeden z głowy. Dobra, przyjacielu, idziemy po szefa!
Kątem oka spoglądam na Aeda, próbującego zaatakować Liebnitza zaklęciem. Powodzenia...
Ruszam biegiem w stronę Liebnitza.
Offline
(Już się pogubiłem.)
Jak jest jeszcze jakiś strażnik to wstaję i atakuję go, jeśli nie ma żadnego to też lecę z towarzyszami do Leibnitza.
Offline
(Ty leżysz bo się wywaliłeś. Żyje dwóch strażników - jeden atakuje drugiego, drugi się broni. Wszyscy prócz ciebie pobiegli do Liebnitza. Więc atakujesz kogoś czy wstajesz i biegniesz?)
Offline
Widząc Aeda i Algroma biegnących w do Liebnitza, zatrzymuję się. Nie chcę ich porazić przypadkowo jakimś czarem. Odwracam się do tyłu i obserwuję poczynania walczących strażników. Jeżeli przestaną tłuc się między sobą i zaatakują Tancerza, rzucam ponownie Gniew na jednego z nich (2 kostki), by zaczęli zabawę od nowa.
Jeżeli czar będzie działać nadal, poświęcam te parę chwil na regenerację sił.
Offline
(Znów Iben nie odpisał...)
Liebnitz podciął gardło kolejnego Brata Topora. Cała kompana pulsuje i wibruje czystym złem... Mosiężny Czerep również drga i świeci najmocniej ze wszystkiego.
Tancerz wstał i pobiegł w stronę sali z Wiecznym Ogniem Ulryka. Dobiegł niemal do Leonarda i Aeda. Po prawej ma Jonathana. (Av, zostało ci około 20 metrów)
Teutogen zauroczony zaklęciem zaatakował towarzysza, a ten nie sparował. Dostał przez bok i zalał się krwią. Ale się trzyma i żyje! Strażnik atakowany wciąż próbuje parować i przemówić do rozsądku koledze!
Algrom ze świecącym młotem ruszył sprintem omijając wszystkich. Dobiegł do Liebnitza niemal na długość miecza! Kapłan wściekł się gdyż został mu jeden Brat do złożenia w ofierze!
Aed podbiegł do Liebnitza i dotknął go szepcząc czar. Kapłan zachwiał się i już miał upaść lecz próbował złapać równowagę. Padł na kolana wypuszczając sztylet rytualny. Odparł zaklęcie. Ryknął coś...
Jonathan rzucił zaklęcie na nieopętanego strażnika. Ten wkurzony rzucił się na kompana. Walczą teraz obaj aż leje się krew i sypią iskry!
I wtedy z dwóch korytarzy w owalnej sali wybiegło dziesięciu, kolejnych fanatycznych strażników Arcykapłana.
Z drugiej strony - do świątyni wparowała brygada straży wraz z Shutzmannem na czele. Biegnie też Arcykanonik Stoltz, Ranulf i profesor z Collegium! Biegną do sali. Na was szarżuje stado Teutogenów.
Offline
(Wybaczcie, forum mi się nie mogło załadować)
Szybko dopadam do Liebnitza i tnę go jak najmocniej. Niechże to skończy tak pulsować!
Offline
Użytkownik
Splatam magię by podtrzymać pancerz. Potem ze stoickim spokojem, nie zlękniony kompletnie szarżą Teutogenów rzucam prosto w nich zaklęcie rozbłysk (2 kostki).
Offline
Splatam magię i w dwóch pierwszych Teutogenów posyłam po kuli Ognia U'zhul. (2 kostki) Trzeba ich powstrzymać choć na chwilę, nim dobiegnie tu Shutzmann i jego odsiecz.
Offline
Biegnę co sił by zrównać Liebnitza z ziemią i uniemożliwić mu dokończenie rytuału cięciem katany.
Offline
Liebnitz podniósł się szybko i wyciągnął jednoręczny topór, gotów do walki.
Szarżą ruszył najpierw Tancerz. Zaatakował kataną, lecz Liebnitz szybko sparował!
Dwóch Teutogenów przestało walczyć i otrząsnęło się po zaklęciu. Ruszyli szarżą na Jonathana, który został na tyłach. Mag uniknął dwóch ciosów!
Liebnitz skoczył w tył i uniknął ciosu młota Algroma. Zaśmiał się opętańczo.
Błysnęło i dwóch biegnących z korytarzy teutogenów złapało się za oczy i zawyło. Prawie upadli.
Zaklęcie Jonathana nie wypaliło...
Do sali wpadli żołnierze straży miejskiej. Stoltz rzucił jakiś dziwny czar ochronny. Shutzmann wykrzykiwał głośno rozkazy. Straż zderzyła się z opancerzonymi Teutogenami. W ruch poszły też pistolety i huki broni palnej wypełniły święte ściany domu Ulryka. Liebnitz śmiał się i parował.
Offline