... gdy nie działa główne forum Warhammer PBF
Strony: 1
Gdy tylko ostatni z was zaczął schodzić po drabinie do pieczary, usłyszeliście ryk mutanta z głębin. Z małej pieczary jest jedno wyjście - wąski łukowate przejście (szerokość barów dwóch osób) prowadzące do ciemnej, sporej pieczary!
Gdy Leonard w końcu stanął na ziemi, w tym przejściu pojawił się mutant. Straszliwe monstrum, łyse i żylaste o wielkich barach i brudnej kapocie narzuconej na tors i plecy. Ma potężne i długie, czarne pazury. Dziesięć śmiercionośnych pazurów. Widzicie też, że tuż za nim, do pieczary pcha się kolejny mutant. Ogromny. Potwór o psim pysku z wielkimi zębiskami, kłapiącymi co chwilę i tryskającymi śliną.
(wszyscy macie inicjatywę. Kolejność dowolna)
Offline
Użytkownik
(pancerz mam na sobie?)
Offline
Dobrze, że nie schodziłem tu sam - przemknęło mi przez myśl. Staję tak, by obok mnie mógł swobodnie zmieścić się jeden z towarzyszy. Obieram za cel bliższego mutanta i uderzam w niego dwiema kulami Ognia U'zhul. (2 kostki, PS w razie przekleństwa lub fiaska czaru.)
Offline
Użytkownik
Widząc, że już Jonathan wziął się za pierwszego, ja z kolei splatam magię do podtrzymania pancerza i zaczynam inkantację skomplikowanego zaklęcia gorejący wzrok (2 kostki), który miał być wymierzony w mutanta z psią mordą...
Offline
Niech to ciemność pochłonie, czemu zawsze są tak paskudne? Wyjmuję dwa miecze, Hoffera i mój. Już mam zaatakować, jednak w porę dostrzegam, że magowie coś szepcą. Nigdy nie wchodź pomiędzy bestię a mamroczących magów, nigdy. Gdy magowie skończą inkantację, robię dwa kroki tak, żeby być bliżej bestii od nich. Skupiam się na ewentualnej obronie.
Offline
Dwie ogniste, potężne kule uderzyły w nogi pazurzastego mutanta powalając go niemal martwego na ziemię!
Aed splótł magię i zaczął inkantację (w najbliższej turze inkantacja zajmie ci cały czas, więc nie musisz pisać akcji, no chyba, że przerywasz).
Leonard zbliżył się i przez to, wielki, potężny mutant ruszył na niego szarżą! Rozbójnik odskoczył i potwór wyrżnął w ścianę i się zachwiał.
Offline
Użytkownik
(pamiętaj, atak idzie w tego z psią mordą)
Offline
Splatam magię i rzucam Gniew na Zębacza. (1 kostka) Niech dobije swego kolegę mutanta.
Offline
Zaklęcie zostało rzucone i wielkolud rozwalił pięścią swego towarzysza na kawałki. Zrobił z niego mielone... zaryczał i rzucił się na was!
Jonathan skoczył w bok szczupakiem twardo lądując na ziemi, ale dzięki temu uniknął zmiażdżenia!
Aed nadal inkantuje!
Leonard zaatakował mieczami. Ostrze cięło po skórze mutanta, prawie nic mu nie czyniąc!
Offline
Błyskawicznie wstaję z ziemi i posyłam w mutanta Ogień U'zhul, zanim zrobi z nas mielone i schabowe. Dwie kule, jedna za drugą, powinny go zatrzymać.
(2 kostki, PS w razie przekleństwa lub fiaska czaru)
Offline
Dobra, teraz spokojnie... Atakuję dwa razy mutanta, po czym paruję ewentualne ciosy.
Ostatnio edytowany przez Iben (2011-04-03 21:41:46)
Offline
Rozbłysło i mutant się zachwiał potężnie. Po chwili trafiły go dwie ogniste kule! Na koniec Leonard ciął dwa razy mieczem przez jego cielsko! Mutant znów się zachwiał, ryknął i padł na jedno kolano. Zaraz umrze! Ale wciąż się trzyma!
Machnął łapą na odlew i posłał Leonarda na ścianę. Wszystko chrupnęło w jego ciele i człowiek padł na ziemię nieruchomo wyjąc i zwijając się z bólu!
5 obr!
Offline
Co za twarda bestia! Splatam magię i dobijam ją Żądłem. (1 kostka)
Offline
Magiczny pocisk trafił stwora w nogę powalając go na ziemię przed wami. Mag po tylu zaklęciach poczuł się słabo i zachwiał się mocno przytrzymując ściany! Bestia wciąż jednak żyje...
Offline
Użytkownik
(nie przesadzasz trochę z tym zmęczeniem? Zrozumiem gdyby to była 1 Mag, ale 2? Jonathan to nie jest byle jaki adept...)
Widząc, że to coś jeszcze dycha dodaje swoje żądło (2 kości), splatając uprzednio magię by podtrzymać pancerz, który ledwo świeci...
Offline
Odchodzę kilka kroków, opierając się ręką o ścianę. Oddycham głęboko i czekam aż przestaną mi wirować przed oczami czarne plamy.
(Bierzesz pod uwagę, że mam odporność 44? Sam powiedziałeś, że to prawie jak krasnolud.)
Offline
(To tobie wychodzi wynik 93 na kościach, nie mi. I szanujcie to co pisze Mistrz Gry, a nie kłócicie się o wszystko, wymądrzając)
Po drabinie nagle zszedł wściekły Algrom i zobaczył jak magiczny pocisk Aeda uderza leżącą, potężną, zmutowaną bestię o ogromnych zębiskach. Stwór znieruchomiał i stanął w ogniu.
Obok leży mutant z długimi pazurami, zgnieciony na placek. Niedaleko stoi obryzgany krwią Leonard i dyszący ze zmęczenia Jonathan oraz Aed.
Offline
Powoli zacznam odzyskiwać przytomność. Ból miesza się z narastającym gniewem, przyprawiając o ochotę wybuchnięcia żywym ogniem i zrównaniem tej karczmy z ziemią. Koniec! Spieprzam z tego miasta, mam dość! Tych kozojebnych mutantów i chędożonej mrocznej magii! Syczę z gniewu, klnąc wszystkie znane przekleństwa coraz szybciej i z większą furią. W końcu złość opada, stępiona przez ból. Uspokajam się. Powoli ruszam palcami, dotykam powoli kości, szacuję, które złamane. Szlag, z której rany tak krwawię?!
Ostatnio edytowany przez Iben (2011-04-04 16:50:31)
Offline
Użytkownik
Spluwam zły niesamowicie na te mutanty. Pierdziele tą karczmę... przed wyjściem w zamian za przeżyte tu okropności wezmę sobie pieniądze!
- Sytuacja na górze opanowana? - spytałem się krasnoluda i znowu rwę swoją już i tak porwaną szatę i opatruje polowo Leonarda.
Offline
- Te maszkary ... przyszły z tamtej pieczary - pokazuję ruchem głowy ciemne wejście - Algromie... sprawdź, czy nie ma ich... tam więcej. - mówię, z trudem łapiąc oddech. Nie ruszam się. Stoję oparty o ścianę.
Offline
Użytkownik
- Idź za nim Jonathan jak już zbierzesz siły, ja opatrzę Leonarda. Nie wiadomo co się tam znajdzie, a twój ogień może być różnicą między porażką w wygraną... - odparłem dalej opatrując rozbójnika.
Offline
- Na górze Tancerz pilnuje wejścia. Jeżeli jesteście ranni, wracajcie do niego. Może w pokojach na piętrze znajdziecie jakieś opatrunki - odpowiadam - Kto jest w stanie walczyć, niech idzie ze mną - wyjmuję tarczę - Ale lepiej niech trzyma się tyłów.
Offline
- Chwilowo nie mogę... rzucać czarów - ciężko dyszę - Może tam nikogo nie ma? Nadbiegliby... słysząc odgłosy walki....
Offline
(Bom czekał na odpis MG :))
Poddaję się zabiegom hierofanta, starając się zlokalizować, co mnie tak cholernie boli.
Ostatnio edytowany przez Iben (2011-04-05 18:11:26)
Offline
(Zostaję tam, gdzie stoję)
Offline
Offline
Użytkownik
(rozumiem, że ja jestem bardziej dysponowany niż Jonathan, więc idę za Algromem)
Offline
(Bolą mnie tylko plecy? Żadnych złamań, ran otwartych?)
Offline
(wszyscy jesteście w porządku. Jonathan ma chwilowe zmęczenie czarami. Leonard tylko pobite wszystko, ale żadnych złamań. Czy ja napisałem, że ktoś jest w stanie ciężkim, lub krytycznym, że nie może iść dalej?)
Offline
Użytkownik
(pisz pan wreszcie...)
Offline
Aed z Algromem weszli do sporej pieczary przez wąskie przejście. Panuje tu półmrok oświetlony tylko kagankami stojącymi na wgłębieniach w kamiennych ścianach. Na tych właśnie ścianach widnieją symbole i czaszki Khorna namalowane czymś brązowym i zeschłym. Pewnie krwią...
Krasnolud i elf razem zauważyli też w miarę świeże ślady krwi na podłodze i ścianach. Musiało tu dojść do ostrej walki całkiem niedawno...
Waszą uwagę od razu przykuł ołtarz usypany z zakrwawionych czaszek, a tuż obok ołtarza, skrzywiony pulpit. Z pulpitu zwisa łańcuszek... wygląda na to, że leżała tu jakaś księga, posiadająca swoją część urwanego łańcuszka.
- Chwała bogom! - rozległ się krzyk ulgi z ciemnego, małego pomieszczenia w rogu pieczary... tam wisi chyba jakaś spora klatka!
Offline
Użytkownik
Rozglądam się za tym, który krzyknął.
- Kim jesteś? - pytam się patrząc na niego by po chwili rozejrzeć się dookoła dokładniej w poszukiwaniu innych szczegółów.
Offline
Algrom przyjrzał się osobie. Jest to młodzieniec, przerażony i pokryty zaschłą krwią i strupami. Trzyma się kurczowo krat od żelaznej klatki ze sporą kłódką.
- Och, dzięki Sigmarowi i Ulrykowi, że mnie znaleźliście! Chcieli mnie złożyć w ofierze! Pewnie przysłał was ten człowiek o jasnych włosach. Nie widziałem zbyt dobrze... był duży i w ciężkiej zbroi! Miał też pistolet i duży topór. Chyba mnie nie zauważył. Walczył z tamtymi jak tygrys, wiem, że mocno oberwał, ale zdołał uciec z ich świętą księgą pod pachą. Przywódca tych mutantów był wściekły... powiedział, że złoży mnie w ofierze by ukoić gniew ich boga... Uwolnijcie mnie, błagam! Siedzę już tu parę dni!
Offline
Użytkownik
- Masz szczęście synu. Bo ci kultyści potem by pewnie i jeszcze by się napoili twoją krwią... - mruknąłem. Dalej się rozglądałem po pomieszczeniu.
Ostatnio edytowany przez Craig Un Shalach (2011-04-06 19:34:03)
Offline
Odzyskawszy nieco sił, ruszam wgłąb pieczary za towarzyszami.
Offline
Kończę doglądanie swoich ran. Same sińce... Aed opatrzył największe. Mogę iść... Wstaję, by zaraz syknąć. Teraz dopiero odkrywam, że każdy, nawet najdrobniejszy ruch muszę okupywać bólem stłuczonych mięśni. Niech no ja tylko dorwę jakiegoś mutanta! Wyciągam zza pleców kuszę. Ładuję ją i nakładam bełt. Tak uzbrojony schodzę do pieczary wraz z towarzyszami.
Offline
Dołączam do reszty. Rozeznaję się w sytuacji. Niech to wszystko... Oglądam ołtarz i klatkę. Czegoś takiego nie było w tamtej kryjówce... Czuję, jak moim ciałem wstrząsa dreszcz, zrodzony z samego niepokoju. Widziałem rannych, martwych, torturowanych, ale to... Odwracam wzrok. Nie podoba mi się to miejsce. Gdzie są ci wszyscy kultyści? Te dwa mutanty miały pilnować czegoś takiego? I jeszcze ten ołtarz. Podchodzę do reszty. Lustruję chwilę więźnia, potem spostrzegam, że uwaga innych koncentruje się na kłódce. Ech... powinienem umieć takie cholerstwa otwierać, ale... cóż, zawsze miałem od tego ludzi.
Ostatnio edytowany przez Iben (2011-04-06 19:23:42)
Offline
Podchodzę do klatki i przyglądam się więźniowi. (W jakim stanie jest jego ubranie? Będzie zwracał na siebie uwagę, gdy wyjdziemy na ulicę?)
- Algromie, poradziłeś sobie ze skrzynią na górze. Pokaż, co jeszcze potrafi twój młot. Rozbij kłódkę, tylko nie uszkodź więźnia.
- Jak cię zwą, młodzieńcze? - pytam jeńca.
Offline
Ja również odsuwam się do tyłu, by zrobić miejsce krasnoludowi. Po chwili odwracam się i przeszukuję pieczarę z ołtarzem. Może towarzysze coś przegapili?
Offline
Użytkownik
Przyglądam się wszystkiemu w ciszy. Czekam aż więzień zostanie uwolniony przez Algroma.
Offline
Dopiero za piątym uderzeniem kłódka odpadła a drzwi z kratami wgięły się do środka. Chłopak kopem wywalił je i wyszedł.
- Dzięki wam.
W tym momencie niektórzy z was doszli do pewnego wniosku... ten chłopak może się przydać. Jest świadkiem. Widział zajście.
Offline
Użytkownik
- Podczas swojej niewoli widziałeś coś ciekawego? Przyjrzałeś się dokładniej osobom tu będącym? - pytam się młodzieńca podchodząc.
Offline
- Jesteś gotów zeznać to pod przysięgą?
Offline
-Zgadzam się, lecz... Gdzie są ci wszyscy kultyści? Liczyłem na walkę, która przebarwi miastowe ścieki zmutowaną krwią.- Rozglądam się. Gdyby teraz mieli znikąd się pojawić, skąd by wyszli? Zerkam na Jonathana. Mag kręcący się w przeklętym miejscu. Coś takiego nie może się skończyć dobrze. Cholera... to miejsce mnie denerwuje.
Offline
(Nie wiem czy wy udajecie, czy nie czytacie tego czego piszę... opisałem blondyna jak najlepiej się dało. Czy nikt z was nie skojarzył, że to był Jacob Bauer, teraz więziony przez Arcykapłana Ulryka...? Nawet tamci łowcy mówili, że on zabrał księgę i uciekł. Teraz chłopak mówi to samo. Dżizas...)
- Zeznawać? Gdzie? Gdzie mam zeznawać?
Offline
(Ja tam nawet nie pamiętam, jak Bauer wygląda -.-)
- Ten wojownik to Jacob Bauer. Został oskarżony o współpracę z kultystami. Jeżeli nie będziesz zeznawał jako świadek tego wszystkiego, na pewno go powieszą. Albo gorzej...
Offline
- Musimy jak najszybciej dostać się do świątyni Sigmara. Nie traćmy czasu.
Kieruję się do drabiny i wychodzę na górę.
Offline
Użytkownik
- Choć z nami - powiedziałem do młodzieńca i ruszyłem za Jonathanem.
Offline
Strony: 1